Czasami pracując z klientem i poszukując jego pasji sugeruję, że być może jego tożsamość biznesowa to „gwiazda”. Zazwyczaj w odpowiedzi słyszę zażenowanie i niechęć. Dalsza część rozmowy brzmi zwykle następująco:
Z czym kojarzy Ci się gwiazda?
Z kimś zapatrzonym w siebie, kto tylko się popisuje przed innymi. Taki król Julian [z filmu „Pingwiny z Madagaskaru”] w czystej postaci
Rozumiem i potwierdzam jest taki typ niedojrzałych gwiazd. A jeżeli zdefiniowalibyśmy gwiazdę jako osobę, która rzuca blask nie na siebie, lecz na inne osoby lub na przesłanie, któremu jest oddana?
To już brzmi inaczej. Myślę, że taką gwiazdą mógłbym/-abym zostać.
W Polsce bardzo często mamy do czynienia z takimi ukrytymi „gwiazdami”.
Może to wynikać z różnych przyczyn. Niedawno miałem okazję słuchać pewnego Amerykanina, który przyjeżdża do Polski regularnie od 1990 roku. Zapytano go, co uważa za główny problem w polskiej mentalności.
Opowiedział wtedy o swoim pierwszym pobycie w naszym kraju. Był na kolacji u pewnego małżeństwa, które go gościło. W czasie posiłku zapytał kilkuletniego syna gospodarzy, kim chce zostać w przyszłości. Ten odpowiedział, że kosmonautą.
Na drugi dzień był z rodzicami dziecka na zakupach. W sklepie zauważył zabawkową rakietę kosmiczną i ją kupił. Kiedy wręczał ją dziecku, rodzice sceptycznie skomentowali: „Ale po co mu rakieta, przecież on na pewno nie będzie kosmonautą”. Na co ich gość odparł: „Możliwe, że nie będzie. Pewnie do tego czasu jeszcze wiele razy zmieni zdanie co do tego, kim chce być. Natomiast do końca życia będzie pamiętał, czy jego bliscy wierzyli w niego, czy też tłumili jego marzenia”.